Home page
:: Wasze pisanko ::



Ostatnia aktualizacja:
2017.02.02
Autor: Inga Halaburda
E-mail: inga3@tlen.pl
inne wiersze

Siła

Stoję u podnóża góry, woła mnie Anioł
Prześliczny w swej białej sukni.
Staje się jego odbiciem, mogę wzlecieć nad światem,
Wystarczy tylko oderwać się od ziemi.
To trudne, lecz nie dla gołębia, co na błękit wzbił się nieba.
A cóż to?
Nade mną rozłożył się Diabeł, jak czarna płachta.
Uchodzą ze mnie siły, opadam w dół, jak rozrobione ciasto.



I za tysiąc lat

Pozwól mi Panie i za tysiąc lat beztrosko po ziemi stąpać.
I nigdy niech nie mam dość radości.
Pozwól mi Panie opanować złość, płacz i wszystko, co z cierpieniem się wiąże.
I nigdy niech nie mam dość radości.
Choć ludzkie oczy i czasem źle na mnie spojrzą, choć łzę sprowadzą na mą twarz,
Ty pozwól mi Panie nie widzieć
I nigdy niech nie mam dość radości.
I choć złowrogo będą mi ludzie mówić,
Ty Panie pozwól mi żal odrzucić i nie słyszeć.
I nigdy niech nie mam dość radości.



Zamknięta

Zamknięta w klatce.
Głos, szept zamknięte w metalowej klatce.
Suchy płacz.
Kap, kap...
Zamknięta w miłości.
Dotyk, pieszczota zamknięte w metalowej klatce.
Krótki łańcuch krępuje płacz.
Kap, kap...
Zamknięta w swej duszy.
Śmierć wołam.
Zamknięta.
Zamknięta na dnie.
Zamknięta w drewnianej skrzyni kartka.
Tam napis "płacz".
Kap, kap...



Usta

Znalazłeś Księżyc?
Na nic Ci on, gdy gwiazdy wygasłe leżą u stóp wulkanu.
Choć Pielgrzym szuka jeszcze drogi podniebnej, choć Słońce wyznacza rytm...
Nie oddam Ci ust czerwonych.
Poczekam na deszcz, na burzę łez.
Niedługo ujrzysz me oczy wpatrzone w lustro.
A za nim?
Głos słychać, lecz twarzy tam nie ma żadnej...
Nie płacz Erosie nad strzałą zatrutą, to mnie ugodziła w serce.
On spokojnie się przygląda, śle Ci ukłony
Co noc czarna zapala świecę.
Ja pragnę, on pragnąć skończył.
On krzywdzi, ja ulegam krzywdzie.
Dzień i Noc patrzą na nas, kochanków niczym z Werony.
Podniebny Panie!
Wskaż nam drogę spełnienia i ochrzcij w złotej wodzie imieniem Lotos.



Czy ja kocham?

Czy ja znów kocham?
Nieprzytomnie kocham?
Jak nigdy dotąd kocham?

W szaleńczy uścisk pragnę Cię chwycić i trzymać tak całe życie.
Czy ja Cię kocham?
Jak kiedyś jego kochałam?
Czy kocham?

Dotykasz czule moich ust, ramiona, potem piersi muskasz.
Chcesz więcej?
Lecz, czy ja kocham?
Bez kochania nie chcę być Twoją.
Tulisz me ciało, dotykasz znów nagich ramion.
Lecz, czy ja kocham?

Bez tego nie mogę wejść w świat ekstazy.
Nie mogę w rozkoszy pogrążyć ciał naszych.
Powiedź mi, czy kochasz?
Jak ja kocham, kochasz?

Odgarnij me włosy, jak on to robił dawniej, gdy kochałam.
Spróbuj łagodnie wejść w świat kochania, zadumy, czasem rozczarowania.
Kochaj mnie, kochaj, bo nie wiem, czy i ja kocham?!



Twój wybór

Leżysz w ołowianej trumnie, odpornej na ludzkie łzy.
Unosząc swe wnętrze, stąpasz po łące zalanej krwią.
W powietrzu grzech się unosi, a dobro zbyt ciężkie jest by wstać.
Szukasz blasku w gęstej mgle, Twe serce z tęsknoty krzyczy...
Cierń z korony przebija Ci skroń, ból jest okropny, nie daje myśleć.

Z daleka chłód i żar czuć.
Anioł i Diabeł pilnują wrót żelaznych.
Umysł Twój mąci strach, pragniesz dotknąć marmurowych dłoni...
Lecz wtem czarna szata Cię osłoni i wpadasz w sidła Szatana.
To on wabi do świata zmarłych, w ręce ma srebrne kule.

Ty wsłuchaj się w anielski głos, szukaj bieli falującej na wietrze.
Pośród zła i dobra Ziemia widnieje.
Zdeptany piach umiera od grzechu.
A Ty wolisz zgrzeszyć... niż stanąć na lawendowej chuście.



Przed obliczem Boga

Stoję przed Tobą, nie posiadam się od szczęścia zaledwie od chwili.
Milczysz.
Szybko tak zmywasz z siebie smak mych ust.
Nie patrzysz już z czułością, brakuje namiętności.
Nie czujesz nic.

Dawniej dałeś mi swą duszę.
Tuliłam się do niej, wiedząc, kim jesteś.
Odbierasz ją...
Czuje chłód.
Nieprzytomnie wołam Anioły, próbuję dotrzeć do prawdy.
Kłamstwo zagryza usta, bo naiwnie zgrzeszyłam.
Stoimy przed obliczem Boga.
Śmiejesz się.
Ty wiesz, że daremnie o łaskę proszę.
Ty wiesz, że dla miłości po raz kolejny oddam Ci swą duszę...



Jak długo?

Niebo całe już w chmury ustrojone.
Jak piękne kolory dobierze, zanim deszcz napoi drzewa?
Jak dużo czasu jeszcze minie, zanim ziemia przygotuje się do snu?
Jak długo będę czekać?

Stoisz przede mną, za ten uśmiech mogłabym w otchłań od tak skoczyć.
Jak długo na siebie patrzeć pozwolisz zgłodniałym mym oczom?

Trzymasz mnie mocno, w uścisku tym mogłabym skonać, umrzeć tak lekko.
Jak długo pozwolisz mi konać?
Jak długo?

Teraz niebo płacze.
Ja na przemian z nim łzy wylewam.
Tak trudno liczyć dni, dni, gdy znów będziesz Ty.
Jak wiatr hulasz po łąkach i
tylko kwiaty czują Twój zapach, czują pieszczotę Twych dłoni.

Wczoraj byłeś tylko mój, dziś wezwała Cię wolność.
Zachłanna odebrała mi wszystko co miałam.
Wczoraj całowałam Twój śmiech, za który to w uściskach konałam.
To Ciebie nie ma, bez uśmiechu, bez słowa.
Ja samotna współczucia szukam.

Wróć! Teraz wróć!
Ocal moje życie, jak dąb stuletni spróchniałe,
Delikatne jak płatek róży.
Chce poczuć Twą dłoń, raz jeszcze poznać dreszcz, gdy w Twych ramionach tonęłam.

I niebo Cię wzywa, czarne od tęsknoty, gwiazdami ścieli Ci drogę.
Wróć Podły, Niesprawiedliwy, Kochany, Płaczliwy!
Wróć, weź ze sobą, uwolnij zanim zmęczę się życiem!



Dotyk

Skąpana w deszczu.
Ty tuż obok mnie stoisz, pieścisz słowami me wdzięki.
I ogarnia mnie żal, żal bo nie mogę odwzajemnić szeptu.
Przy Tobie stoję, mokra od deszczu.
I nie ma mnie blisko, bo ustami wilgoci ust Twych dotknąć nie mogę.
I jest mi żal, bo chcę tak mocno, jak mocno pragnę.
Czuje Cię, dotykam w myślach dłonie.
Twe dłonie pieszczą tęsknotę... za dotykiem.



Gdy dajesz mi siebie

Och, jak łapczywie całujesz me usta!
Umieram z rozkoszy, umieram od pocałunków
Tak słodkich, że aż tchu braknie.
Och, jak mocno pragne stać przed Tobą, gdy tylko mrok przykrywa mą nagość.
Kocham każdy szept, każdą myśl, co w pocałunkach na mych ustach tonie.
I pragne czuć strach, bo lękam się, gdy kolejny raz zaznaję szczęścia.
I pragnę czuć miłość, bo kocham Cię za każdym razem, gdy dajesz mi siebie.



O jakże jestem...

O jakże jestem Ci wdzięczna za miłość, której nie mam.
O jakże wdzięczna być muszę za dobro, które złem mi odpłaca.
Jakże smutno mi Boże, gdy samotnie noce spędzam.
I za cóż być wdzięczną Ci muszę?
Kaleczysz mą duszę, umieram i mam myc wdzięczna?
Zmuś mnie do płaczu Panie, bo sama nigdy nie zapłaczę.
Zmuś me serce, by płomienną miłością mnie grzało, bo samo nigdy nie zapłonie.
I za cóż mam być wdzięczna Panie?
Za dotyk, śmiech, płacz, którego wszędzie pełno?
Pozwól mi być wdzięczną za strach, go się nie lękam.
Bądź wdzięczny Boże za grzechy
Ciężkie, tylko te ranią.
I wdzięczny bądź za mą wdzięczność, która co rano Ci daję,
Ja wdzięczna będę za zło tylko, bo cóż to za życie bez cierpienia.



ONA

Zakryła serce, by nie czuć.
By nie ronić łez, zamknęła oczy.
Teraz uwięziona w ślepej klatce, czeka.

By nie myśleć, odrzuciła wspomnienia.
By nie cierpieć, wyrzekła się miłości.
Na skraju przepaści resztkami sił próbuje

Od nowa

Wspiąć się na szczyt, zaczerpnąć powietrza I żyć.
© 2004 - 2008 literat.mix     projektowanie www