Home page
:: Wasze pisanko ::



Ostatnia aktualizacja:
2017.02.02
Autor: Krysia
E-mail: krysia86@autograf.pl
inne wiersze

Dzień, jak co dzień. Pogoda do niczego. Ledwie kilka stopni powyżej zera. Ciemne chmury, które od północy bardzo wolno zmierzały w kierunku miasta, nie zapowiadały bynajmniej wiosennej sielanki. Zapewne, gdyby nie tłumy młodzieży wałęsającej się po ulicach, nikt by nie zauważył, że to nie jest zwykły, kwietniowy dzień. Zbliżała się godzina 3, ulubiona pora dla dzwonu, którego donośny, ale dość wredny głos można usłyszeć prawie w całym mieście. Mimo, że to Wielki Piątek, dźwięk serca nękającego ściany dzwonu taki jak zwykle. Ludzie zabiegani....Każdy gdzieś idzie, gdzieś zmierza, ma jakiś cel. Jeden idzie do banku, inny na pocztę, jeszcze inny jedzie po żonę do pracy, żeby później udać się do hipermarketu. Jest przyczyna, jest skutek, są konsekwencje. Nic nie dzieje się bez przyczyny, z przypadku. Wśród tych wszystkich osób jest ktoś wyjątkowy. Na plecach niesie plecak-jak większość. Schludnie ubrany w jeansowe spodnie. Kurtka zielona - kolor nadziei. Ulubiona barwa. Uwielbia oglądać przez okno drzewa, które z dnia na dzień stają się coraz bardziej zielone. Pokój wymalowany na kolor wiosennej trawy. Każdy, kto zawita do tego pomieszczenia czuje się zrelaksowany, odprężony. Gospodarz zbiera pochwały za doskonały gust. W plecaku niesie sznur, a może linę. Dobre 5 metrów, najbardziej wytrzymała, jaką udało mu się wykombinować. Ma na imię Adam. Idzie się powiesić....
Nie on pierwszy i nie ostatni. Nastolatek, jakich wielu. Ma swój ulubiony zespół. Aparat ortodontyczny na zębach. Dostaje kieszonkowe - nie jest to jakaś astronomiczna kwota, ale na błahostki wystarcza. Nie pali. Od czasu do czasu wypije piwko albo trzy. Tak dla smaku żeby się zrelaksować. Wtedy nawet złamana gałązka potrafi rozśmieszyć. Raz zapalił blanta, ale później źle się czul i już więcej nie próbował. Do kościoła nie chodzi - przecież to nie jest modne. Co ja będę z siebie katola robił? Jeszcze mnie ktoś zobaczy i co wtedy będzie?
Mimo to lubi chodzić na pielgrzymki. Można poznać nowych ludzi. Dobrych znajomych nigdy za wiele. Nie wszyscy podążają pieszo, żeby mieć bliżej do nieba. Czasem się idzie, bo koleżanka prosiła. Trzeba zaimponować. Nie jest draniem.... Nigdy nie skrzywdził dziewczyny. Jeśli trzeba było to z kwiatkiem przepraszał. Starszej pani z klatki obok zawsze chętnie śmieci wyniesie albo w zakupach pomoże. Kiedyś zdarzyło mu się patrzeć całą noc w gwiazdy. Calutką noc. Na widok spadającej gwiazdy zamknął oczy i pomyślał marzenie. Nie wiedział wtedy jak bardzo zmieni to jego życie. Przecież ktoś stworzył te gwiazdy. Ktoś sprawił, że świecą tak pięknie, że możemy je podziwiać i marzyć. Każda planeta, każde ciało niebieskie ma swojego opiekuna. Tylko, kto o tym wie.... Adam poprosił o kogoś wyjątkowego, kogoś, kto odmieni jego życie. Sprawi, że będzie wiedział, po co codziennie zrywa zasłonę snu. Poprosił o tę Jedyną.
Idzie spokojnie, nigdzie mu się nie spieszy. Głowa opuszczona, wzrok wlepiony w przesuwające się metry chodnika. Mija wiele osób. Żadnej nawet przez myśl nie przeszło, że mija właśnie samobójcę. Tak samobójcę. Osobę, która dobrowolnie, przez nikogo niezmuszona, pragnie odebrać sobie życie. Ten najcenniejszy skarb dany nam przez Stwórcę. Zerwać ze sobą, ze swoimi problemami. Nie zdaje sobie sprawy, że zostanie przez to skazany na wieczne potępienie. Ale skąd ma wiedzieć?
Już od dawna wie, gdzie targnie się na własne życie. W tym samym miejscu ktoś go znajdzie. Kogoś przerazi widok bezwładnego młodego człowieka, kołysanego przez wiatr niczym złamana gałąź ktoś spojrzy w jego twarz. Co z niej odczyta? Po jakimś czasie matka odbierze telefon: "Mam dla pani hiobowe wieści, pani syn właśnie się powiesił".
Nie będzie długo wisiał. Często tędy ludzie przechodzą. Chce, żeby go jak najszybciej znaleziono.
Do feralnego miejsca pozostało mu około kilometra. Bardzo niewiele. Pół godziny i będzie po wszystkim. Ostatnie 30 minut życia. W głowie pustka. Nie ma wątpliwości.
Chcąc dotrzeć na miejsce musi przejść przez ruchliwą ulicę. Nie zwraca na nią uwagi. Dla niego jest to zwyczajny odcinek chodnika. Przeraźliwy pisk opon, a po chwili dźwięk klaksonu wyrywają Adama z letargu.
- Szczeniaku, patrz gdzie leziesz. Życie ci nie miłe? - Krzyczy kierowca TIR-a, który zatrzymał się dosłownie o włos od głowy Adama.
- A żeby pan wiedział - odpowiada spokojnym głosem
Facet za kierownica wyraźnie zdziwiony kręci tylko głową, by po chwili kontynuować podróż. Samobójca robi kilka kroków i po chwili znajduje się po drugiej ulicy.
"Po jaką cholerę się zatrzymał? Już by było po i przynajmniej ludzie by mnie pamiętali jako ofiarę a nie jako samobójcę..."- Takie myśli krążą po jego głowie.
- Przyjacielu, przyjacielu - cichy męski głos, dający poczucie bezpieczeństwa.
Nie zwraca na te słowa uwagi.
- Przyjacielu, przyjacielu - ktoś ponawia wołanie.
Ogląda się nieufnie za siebie, nikogo nie ma.
- Przyjacielu, przyjacielu
Spogląda nerwowo na wszystkie strony. Nikogo.
- Przyjacielu, przyjacielu
Zdaje się, że nikt inny nie słyszy wołania. Obraca się kilka razy dookoła własnej osi, szukając błędnym wzrokiem kogokolwiek, kto może mianować się jego przyjacielem.
Wtem wykonuje gwałtowny obrót i zderza się z młodym mężczyzną, zaledwie kilka lat starszym od niego. Oboje lądują na chodniku. Przypadkowy przechodzeń jest wyraźnie zamroczony. Adam nie odczuł praktycznie zderzenia. Momentalnie zrywa się na równe nogi, otrzepując swoje ubrania. Orzechy, które niósł pechowy mężczyzna, rozsypały się po okolicy.
- Nic panu nie jest? - Pyta troskliwym głosem Adam.
- Bardziej się martwię o ciebie - odpowiada tamten.
- Nie zna mnie pan, więc dlaczego się pan o mnie martwi?
- Nie muszę znać człowieka, żeby wiedzieć, że jest chory.
- Ja chory? Ciekawe, na co?
- Dobrze wiesz.
- Nie wiem.
- A co niesiesz w torbie?
Adam jest zaskoczony. Nie spodziewał się tego pytania. Zdziwienie rysuje się na jego twarzy niczym obraz ręką malarza. Mężczyzna patrzy pewnym wzrokiem wprost w oczy Adama, które wyrwane ze snu, gonią chaotycznie po chodniku.
- Wciąż myślisz, że nie jesteś chory? - Pada pytanie jakby wprost ze sali sądowej.
- Odwal się. Kim ty jesteś, że decydujesz czy chory jestem czy nie? Przepraszam, że na ciebie wpadłem, ale skoro nic ci nie jest, to możesz już iść. Do widzenia.
- Mnie możesz zostawić, ale siebie nie oszukasz.
Adam nie namyślając się długo odwraca się na pięcie i odchodzi kilka metrów.
- Kobieta?
Adam zatrzymuje się. Na twarzy pojawia się zaskoczenie. Takie samo pojawiło się kilka chwil wcześniej.
- Tak kobieta, piekło ją zrodziło, ale ona jest tylko czubkiem góry lodowej. Zresztą nieważne... - ton spokojny, zrezygnowany
Po tych słowach zalega cisza. Adam nie ma pojęcia, co zrobić. Z jednej strony chciałby spytać nieznajomego o wiele spraw, z drugiej strony chce mieć już to wszystko za sobą. Chce dokończyć dział, zamknąć książkę.
- Jeszcze wiele pustych kartek przed tobą - pada z ust mężczyzny
- O czym ty mówisz?
- Żaden poeta nie pisze książki, żeby ją zakończyć w połowie, zostawiając resztę jako białe strony.
- Przecież ja żadnej książki nie napisałem.
- Cały czas ją piszesz.
- A na pierwszej stronie wyryte jest zieloną czcionką, wielkimi literami:

"WOLAŁBYM, ŻEBY MNIE LUDZIE ZNIENAWIDZILI, NIŻ MIAŁBYM BYĆ DLA NICH JEDYNIE POWIETRZEM, O KTÓRYM WIEMY, ŻE JEST...
OBOJĘTNOŚĆ JEST PRZEKLEŃSTWEM"

Nieco niżej drobniejszymi literami widnieje:

"ROZMOWA JEST TYM, CO NAS ODRÓŻNIA OD ZWIERZĄT" -

Wyrecytował nieznajomy głos, w taki sposób, że Adama ciarki po plecach przeszły.
Spogląda za siebie i widzi drugiego mężczyznę, zapewne tego, który przed chwilą powiedział te ważne słowa.
Stoją teraz we trójkę. Adam spogląda nerwowo to na jednego to na drugiego mężczyznę. Uleciał strach. Pierwszy mężczyzna uśmiecha się tajemniczo, widać, że spodziewał się kolejnego rozmówcy.
Adam czuje, że znalazł klucz, którym może otworzyć malutkie wrota we własnym sercu. Ktoś puka w nie od drugiej strony.
- Kim jesteś? I co to za słowa, które znalazły swoje miejsce na pierwszej kartce? - Głos nabiera energii, nadziei.
- Nie jest ważne, kim jestem. Ważne jest, kim ty jesteś. Słowa, które są kluczem do wszystkich drzwi, zostały przez te wszystkie lata przysypane piaskiem. Nawet nie znałeś ich. Niedawno jednak nieświadomie poruszyłeś lekki wiaterek. Pomyślałeś, że to wiosenny powiew. I tak w istocie było, jednak po krótkim czasie zmienił się nie do poznania. Zaczął przypominać niebezpieczne żywioły, które potrafią w ciągu kilku dni zniszczyć to wszystko, co z wielkim trudem miesiącami budowałeś. Ktoś wyszedł ci na przeciw, chciał powstrzymać żywioł, ustanowić ciszę, która po chwili miała zmienić się w ożywczy powiew. Nawet się udało - tak myślałeś. Całe życie żyłeś w próżni, dlatego nie mogłeś być przygotowany do nawet najlżejszego wiaterku. Na twoje nieszczęście wiatr wzmógł się ze zwielokrotnioną siłą. Na początku nie poczułeś całej jego siły. Docierała do ciebie powoli. Jest jak jad żmii. Jeżeli twoja reakcja na ugryzienie będzie natychmiastowa, masz ogromną szansę, że obejdzie się bez komplikacji i powikłań. Jeśli natomiast za namową innych osób zbagatelizujesz sprawę, jad będzie stopniowo ranił cię coraz bardziej, coraz mocniej. Zaczynasz szukać ratunku. Każda interwencja wydaje się tą właściwą, mimo iż nieświadomie jeszcze mocniej otwierasz ranę. Zdajesz sobie sprawę jak wielki błąd popełniłeś, jednak jesteś bezradny, bo trucizna krąży po twoim organizmie. Uważasz, że jest jej coraz mniej, niestety jakaś cząstka materii mówi, że będzie w tobie na zawsze. Że jeśli zniknie to może za 2 tygodnie, za miesiąc, pół roku, kilka lat..., że tylko Pan Bóg wie kiedy. Wichura trwa już na tyle długo, że udało jej się odsypać calutki piasek... - Piękny męski głos wyczytał wszystko jakby miał otwartą książkę.
Żadnej książki jednak nie ma. Podstawowy błąd. Jest piękna, jedyna, i niepowtarzalna książka. Z mnóstwem kartek do zapisania.
Adam stoi. Stoi, a jego oczy napełniają się łzami. Stoi przed drzwiami z kluczem w ręku. Z drugiej strony ktoś zawzięcie puka. Chciałby bardzo żeby pukał. Nie jest pewien czy słyszy pukanie. Wie, że za drzwiami może być antidotum.
- Skoro czytasz z mojej książki, powiedz mi proszę czy... - Błagalnym głosem samobójca zwraca się do drugiego mężczyzny.
- Nie możesz czytać z książek innych osób, dopóki nie pozwolą ci na to - subtelny kobiecy głos przerywa Adamowi.
Z zaskoczeniem podnosi wzrok i widzi młodą kobietę, która dołącza do rozmowy. Stoją teraz we czwórkę. Mężczyźni spoglądają ciepło na kobietę. Wyglądają jakby byli rodzeństwem.
- Dobrze wiesz, że mogłeś czytać z tej książki. Miałeś nawet najlepsze miejsce. Podzieliłeś się jednak jej wiedzą z kimś, kto czyta w wielu książkach. Również w tej szczególnej dla ciebie. Ujawniłeś te rozdziały, które były przeznaczone tylko dla ciebie. Zamknąłeś ją na długo. Myślałeś, że książka ta należy się tobie. Że dzięki tobie jest w niej zapisane tyle ważnych spraw, zdarzeń. Nie doceniłeś jej siły, subtelności. Tego, że jest tak ważna dla ciebie. Nadpaliłeś kartkę i teraz nie wiesz, co się z nią dzieje, bo książka jest dla ciebie zamknięta. Stoisz tylko z boku i patrzysz jak inni czytając ją śmieją się, radują. Wtedy najmocniej jad daje o sobie znać. Ból nie pozwala o sobie zapomnieć, nie ma dnia żebyś nie żałował. Nie wiesz, co możesz zrobić, by ponownie się dla ciebie otworzyła. Pragniesz tego tak bardzo, że byłbyś w stanie oddać wiele książek, aby ponownie móc czytać z tej jedynej, chociażby z ostatniego rzędu. Nawet gdyby literki przypominały ci tylko wielką gromadę mrówek - głos pierwszego mężczyzny melodyjny. Takich słów nie słyszy się codziennie.
Adam stoi jak w transie. Wszystkie swoje problemy, przemyślenia a nawet marzenia, które przez tak długi czas tłumił w sobie, w jednej chwili wypłynęły z niego jak woda z rozbitej butelki. Nie zdawał sobie sprawy, że takie oczyszczenie może tak bardzo pomóc.
- Musisz się nauczyć stawiać sobie pytania i szukać na nie odpowiedzi. Każdy czyn ma swoje przyczyny i skutki. Nic nie dzieje się przypadkowo. Jest więc powód, dla którego zmagasz się z wichurą. Nie zapominaj również, że są jeszcze inne, równie piękne książki, które tylko czekają na ciebie. Wiele z nich znasz, jeszcze więcej poznasz. Postaraj się wyczytać z nich jak najwięcej, bo nie wiesz czy strona, którą właśnie czytasz nie jest tą ostatnią. Są także osoby, dla których czytanie z twojej książki jest, mimo iż często tego nie widzisz, bardzo potrzebne i wartościowe. Wiedz również, że jedną z piękniejszych ksiąg dla ciebie jest ta z misiem i kurczaczkiem na okładce. Musisz wierzyć. Nadejdzie taki dzień, że obudzisz cię rankiem szelest drzew uginających się na wietrze, a kładąc się spać twoje włosy będą delikatnie powiewały od trzepotu skrzydeł anioła - kobieca delikatność działa jak balsam.
Adam doświadcza niesamowitego przeżycia. Zagląda w oczy wszystkim trzem nieznajomym. Nie wie, kim są. Skąd przybyli? Dlaczego wiedzą więcej o nim niż on sam? Powoli dociera do niego, że są to aniołowie.
Pierwszy mężczyzna jest jego aniołem stróżem. Drugi jest aniołem stróżem tej jednej, jedynej. Kobieta natomiast jest opiekunką tej łzy, która pamiętnej nocy spłynęła po niebie. Jak oni pięknie się uzupełniają. Ale przecież nie w anioły. Dla niego jest to taka sama abstrakcja jak Pan Bóg i ta cała reszta.
- Czy będziesz mnie budził codziennie? Towarzyszył mi w ciągu całego dnia, a gdy zajdzie taka potrzeba pomożesz mi z trudnościami? Czy będziesz odpowiadał na moje pytanie, chociażby dotyczyły mikrobłahostek? Czy gdy potężny wicher będzie chciał zepchnąć mnie z drogi, pomożesz mi utrzymać się na szlaku? Czy gdy księgę swą otworzy Bóg, a po chwili przeczyta moją będziesz ze mną? Czy gdy nadejdzie ta chwila, pomożesz mi zerwać łańcuchy z wrót, żebym mógł za nimi znaleźć tę jedyną otwartą książkę - moje lekarstwo? - Adam zwraca się błagalnym głosem ku "nieznajomym".
- Zawsze z tobą byłem, tylko nie potrafiłeś mnie dostrzec- powiedział ktoś, jednak żaden z aniołów nie otworzył ust.
Niebiańscy goście uśmiechnęli się do Adama, a gdy ten chciał zadać im jeszcze jedno pytanie, zabrzmiał dzwon. Jest 3 godzina. Wielki Piątek. Adam spogląda w stronę kościoła, z którego rozbrzmiewa dźwięczny jegomość.
- A jeśli nawet otworzy się dla mnie książka, boję się, że nie będę jej potrafił odczytać. Jaką ocenę wystawi mi Pan? - Mówiąc te słowa odwraca się do aniołów, ale tam już nikogo nie ma.
Stoi teraz sam na chodniku. Dookoła nikogo. Jego rozmówcy nie pozostawiają po sobie żadnego śladu. Jedynie orzechy leżą jeszcze rozsypane. Adam obraca się kilkukrotnie, podobnie jak wtedy, gdy usłyszał słowa "Przyjacielu, przyjacielu". Nagle uświadamia sobie, dokąd zmierza. Szybko otwiera plecak, ale ten jest pusty. Podobnie jak aniołowie jego lina znikła bez śladu. Dostrzega jednak na dnie coś małego. Sięga do środka i wyjmuje białą kartkę papieru, na której widnieje napis: "Mam nadzieję, że dostaniesz dobra ocenę. Życzę Ci tego!". A pod napisem piękne słoneczko i imię.
- Naucz się zadawać pytania i szukać na nie odpowiedzi - tak powiedział anioł. Adamowi napłynęły łzy do oczu. Wiedział, bowiem, że to jest kawałek tej książki, która ciągle jest dla niego zamknięta.
Wie jednak, że będzie cierpliwie czekał, aż nadejdzie taki dzień, że położy się spać w powiewie skrzydeł anioła.

-Przepraszam panią, może pomóc? - pyta troskliwym głosem starszą panią, która ma trudnością przejściem na drugą stronę ulicy.
- Bardzo ci dziękuję - odpowiada wzruszona staruszka
- Wierzy pani w anioły? - pada pytanie z ust chłopaka
- Wierzę - odpowiada staruszka spoglądając na młodzieńca
- A widziała je pani kiedyś
- Jeden właśnie pomaga mi przejść przez ulicę - odparła dobrotliwie staruszka
- Ja nie jestem aniołem
- Pewnie, że nie, książkę piszesz, że tak pytasz?
- A żeby pani wiedziała- szeroki uśmiech pojawia się na jego twarzy
- Dziękuję ci za pomoc synku, jesteś bardzo dobrym chłopcem.... Do widzenia
- Żaden kłopot, to ja pani dziękuję, do widzenia
Odchodzi kilka metrów, już wie, jaki jest dzisiaj dzień. Wie, że odbierając sobie życie zostałby skazany na wieczne potępienie. Że gdyby Pan otworzył jego książkę, nie byłoby obok niego anioła. Wie, że dzięki niemu TIR zatrzymał się w odpowiedniej chwili. Wie również, kto zabrał linę z jego plecaka. Wszystko to przez jedną istotę. Jedną jedyną, niepowtarzalną. Dzięki jego własnemu aniołowi.
Obejrzał się ponownie, spoglądając w miejsce, gdzie rozmawiał z aniołami. Teraz w tym miejscu stoi starsza pani, która przed chwilą przechodziła przez ulicę. Adaś krzyczy jeszcze raz
- Do widzenia! Aniołów...

***


Bohaterowie oraz wydarzenia są fikcyjni.
Wszelkie podobieństwo do rzeczywistości jest...
Prawdziwa jest tylko biała kartka...

Opowiadanie dedykuję wszystkim, którzy spotkali na swojej drodze zamknięte książki
Interpretacja dowolna.
© 2004 - 2008 literat.mix     projektowanie www